wtorek, 3 czerwca 2014

Debiut w ćwiartce, czyli JBL Triathlon Sieraków

Co to  były za zawody!!! Jedne z lepszych, na których byłem! Wszystko zagrało perfekcyjnie – organizacja, żywienie, po prostu wszystko :) Ale od początku...

Do Sierakowa dotarłem w sobotę po południu. Baza zawodów znajdowała się w ośrodku TKKF i chyba nie można było wymyślić bardziej trafionej lokalizacji. Kolejki do biura zawodów praktycznie nie było, więc poszło szybko i sprawnie. Ciekawy pakiet startowy. w skład którego wchodziła między innymi koszulka techniczna i plecak. Po załatwieniu formalności idę na expo do stoiska Endushopu. Gdy odbierałem piankę, pogadałem dłuższą chwilę o żywieniu z Łukaszem, a na treningach przetestowałem polecone przez niego rzeczy, więc wiedziałem, co chcę kupić. Zamieniliśmy kilka słów i zaopatrzyłem się na zawody. Po bike fitingu robionym u nich wiedziałem, że ma być Kryspin, więc go poszukałem z nadzieją, że znajdzie chwilę by poprawić mi lemondkę. Na szczęście okazało się, że miał czas, więc poleciałem do samochodu po rower. Po drodze spotykam Mari (miło było w końcu poznać osobiście :)) i umawiamy się, że widzimy się na odprawie technicznej. Biorę rower i idę wszystko poustawiać. Po załatwieniu wszystkiego odstawiam szosę do auta, obklejam co trzeba naklejkami i idę na odprawę. Spotykam się z Mari i gadamy o tri, przygotowaniach i planach na te zawody. Odprawa techniczna dość długa, bo godzinę, ale za to rzeczowa i wiele przydatnych informacji. Potem już tylko szosę do strefy zmian i wracam do Poznania, gdzie nocuję u Młodego. Przygotowania sprzętu na rano, pogaduchy i czas spać.

Wstajemy o 6 i szykujemy się do wyjazdu. Jeszcze u nich w mieszkaniu zjadam owsiankę i przygotowuję kupiony wcześniej napój przedstartowy. Po drodze ładuję akumulatory zespołem, do którego niedawno wróciłem, czyli "Van Halen". Daje kopa :)



Do Sierakowa dojeżdżamy w okolicach 8 i idziemy na teren ośrodka. Okazuje się, że można jeszcze wchodzić do strefy zmian (zamieszanie z tym związane to jedyny minus organizacji – o tym kilka słów na końcu), więc sprawdzam, czy wszystko jest gdzie ma być i czas ruszać na plażę.

Pływanie było po niepełnym prostokącie i zaczynało się na plaży sąsiedniego ośrodka „Słoneczna”. Patrzę, gdzie te bojki i tak sobie myślę, że cholera one to jednak daleko są… 

Pełna zaduma nad tym czemu te bojki tak daleko :)
Nie ma co ukrywać, że mój kraul do dobrych nie należy… Pływam nim dopiero od 3 miesięcy i mam jeszcze masę rzeczy do poprawienia. Ale nie ma co myśleć za dużo, bo przecież nie spakuję się i nie pojadę do domu :) Wciągam piankę i start zbliża się wielkimi krokami. Start był w formule barcelońskiej, czyli startowaliśmy w 3 turach o 9:00, 9:10 i 9:20, co moim zdaniem było bardzo dobrym pomysłem, bo przy prawie 900 zgłoszonych zawodników dawało szansę uniknąć zgniecenia w wodzie. Ja startowałem w ostatniej turze, więc miałem okazję popatrzeć na start pierwszej grupy. I po raz kolejny muszę przyznać, że robi to niesamowite wrażenie! Idę się zanurzyć do wody, nalać wody do pianki, przepłynąć kilka metrów i na start. 

Udało mi się nawet uśmiechnąć przed startem :)
Ustawiam się maksymalnie z boku – raz by nie przeszkadzać lepszym ode mnie, a dwa by mnie nie stratowali :) W końcu wystrzał z armaty i ruszyliśmy :)

Ten widok może przyprawić o ciarki :)
 PŁYWANIE

Wbiegam do wody i zaczynam płynąć. W miarę ogarniam kraula i nawet nie jestem ostatni :) Z nawigacją do pierwszej bojki nie mam większych problemów. Wynurzam głowę raz w lewo, raz w prawo i patrzę, że płynę równo z osobami koło mnie. W Borównie już po chwili byłem sam i nikogo obok. Cieszy mnie, że jednak nie jest aż tak źle :) Przy pierwszej bojce przechodzę do żaby i spokojnie ją opływam. Azymut druga bojka i dawaj kraulem. I na tym etapie dwa razy ciut się pogubiłem i musiałem mocno korygować kierunek, w którym płynę. Ale mimo wszystko ta druga bojka zbliżała się szybciej niż się spodziewałem :) Mniej więcej w połowie między bojkami krztuszę się wodą i znów żabka. Spokojnie sobie kaszlę, uspokajam oddech i dalej kraulem. Przy bojce znów żabka, opływam ją i już w kierunku mety. Tu znów dość sprawnie nawigacyjnie. Gdybym powiedział, że nie cieszyłem się, że już zaraz skończę pływać, to bym totalnie skłamał. Pływanie wciąż jest moją piętą achillesową i muszę nad nim jeszcze dużo popracować. W końcu dopływam i wybiegam z wody.


Pływanie ukończone w 00:26:36 i 661 miejsce ogólnie. Mój trener przed zawodami mówił, że poniżej 30 minut będzie już ok. Ja po cichu liczyłem na złamanie 25 min, więc suma summarum nie było tak najgorzej :)                     


Garmin nie ogarnął i zgubił zasięg :(

T 1

Wybiegam z wody, ściągam okulary i lekkim truchtem do strefy zmian. 


Kawałek był bo około 250–300 metrów pod górkę. Rozpinam piankę w biegu, ściągam czepek (nota bene jakoś mi to nie szło i myślałem, że sobie wszystkie włosy powyrywam :) ). Ściągam w biegu górę pianki i wbiegam do strefy, gdzie na spokojnie ściągam resztę, sprawdzam czy chip się dobrze trzyma, wycieram nogi, skarpetki, SPD-ki, kask, numer startowy i w drogę.

T 1 w 00:06:58. Bez szału, ale też bez tragedii :)

ROWER

Od samego początku jedzie mi się rewelacyjnie. Ledwo wystartowałem kogoś wyprzedzam i tak będzie już prawie do końca. Tuż za wiaduktem zakręt w lewo i wyjeżdżamy z Sierakowa. Na początku roweru miałem zjeść pierwszy żel, ale czuję, że mnie przedstartówka jeszcze trzyma, więc zostawiam go na później. Jedzie mi się naprawdę bosko. Wyprzedzam jedną osobę, drugą, trzecią – cholera czemu ja cały czas wyprzedzam??? Pokłosie słabego pływania niesie ze sobą taki plus, że potem jest co odrabiać :) Wystarczy powiedzieć, że na pierwszym kółku wyprzedziło mnie tylko 5 zawodników, którzy już kończyli, a na drugim kółku nikt :) Wpadam w totalny rowerowy flow! SPD-ki piszczą, Garfield ochoczo trąbi do machających dzieci, a ja jestem w euforii! Zbliżam się do nawrotu przy pierwszym okrążeniu i mając w głowie ostrzeżenia z odprawy technicznej o fatalnej jakości drogi na odcinku jakichś 50 m, dziurach i historię o wypadających z koszyków bidonach mocno zwalniam. Wjeżdżam na ten kawałek, a to zwykła trelinka położona. Kurcze i to jest ten fatalny odcinek??? Codziennie po tym jeżdżę u mnie po osiedlu! Tak naprawdę to dziury były tylko 3 pod koniec tych 50 m, ale za to idealnie oznaczone farbą. Trzeba by się naprawdę postarać, by w nie wpaść! Powrót do Sierakowa i oż cholera, a jednak wieje… Jadąc tędy rano autem liczyłem na sporą poprawę średniej na kilku fajnych zjazdach, ale daje mocno w twarz i już wiem, że nie będzie jednak, aż tyle łatwiej, jak liczyłem. Wciągam pierwszy żel i dalej. Wjeżdżamy do Sierakowa, kibice dopingują, Garfield drze się wniebogłosy, aż nagle po lewej widzę kibicującą Luizę i Bartka robiącego zdjęcia. 


Zaczynam drugie kółko i wciąż jedzie mi się świetnie. Znów wyjazd z Sierakowa, a ja naprawdę nie mogę uwierzyć, że wciąż wyprzedzam! Na pierwszym kółku minąłem kilka osób na MTB, którzy startowali w pierwszej strefie, czyli o 9, a na drugim zaczynam dochodzić ludzi na szosach z żółtymi opaskami, czyli startujących o 9:10. W jeden zakręt wchodzę zdecydowanie zbyt ostro, ale na szczęście moje Conti kleją się do asfaltu jak klej i nic złego się nie dzieje :) W nawrót do Sierakowa tym razem wchodzę zdecydowanie ostrzej i dawaj do mety. Gdzieś w połowie trasy wciągam drugi żel. Zaczynam już czuć te podjazdy. W maju skupiłem się głównie na pływaniu wskutek czego na szosie przejechałem tylko 104 km. I moje uda wyraźnie mi to komunikują… Myślę  sobie „to jest tri i musi kur.. boleć” i cisnę dalej. Do tego już mocno chcę mi się sikać… W Borównie na rowerze nie walczyłem już o nic po fatalnym pływaniu, więc miałem czas się zatrzymać. A tu nie chciałem tracić cennych chwil, a nie chciało mi się sikać, aż tak bardzo, by sikać po triathlonowemu. 

Ten uśmiech mówi wszystko :)
Wracamy do Sierakowa, na metę wypinam SPD i do T 2.

Rower w 01:25:47 i 384 miejsce w tej konkurencji. Planem minimum było trzymanie średniej powyżej 30 km/h, czyli ukończenie w 1:30. Cichą nadzieją złamanie 1:20. Uplasowałem się dokładnie pośrodku. Biorąc pod uwagę, że mało który odcinek trasy był po płaskim, a średnia wyszło koło 31 km/h nie mogę być nie zadowolonym :) W czerwcu postaram się bardziej do szosy przyłożyć, by w Szczecinie pojechać poniżej 1:20 :)
A skąd wziął początek tego tracka to też nie wiem...

T 2

Poszło dość szybko i sprawnie, więc nie specjalnie jest o czym pisać… T 2 w 00:02:42. Odwieszenie szosy, zamiana kasku na czapkę i SPD-ków na buty. Było by kilka sekund szybciej, gdyby ktoś do mojej skrzynki nie wsadził swojego tylnego koła od roweru. Numer startowy na przód i na bieg :)

BIEGANIE

Wybiegam i zaczynam spokojnie. Wiem, że na bieg mam 58 minut, by złamać 3 godziny. W głowie mi siedzi wciąż Borówno, gdzie zacząłem bieg na totalnej fantazji, a potem umierałem. 1 km w 5:24, drugi w 5:42. Biegnę spokojnie, ale gdzieś tam z tyłu głowy kołacze mi, że tutaj to przecież tylko dycha… Pierwszy punkt żywieniowy jest na 2.5 km. Biorę tylko wodę, łykam power bombę i dalej. Jezu jak mi się chce sikać. Tylko czasu mi szkoda, więc biegnę dalej. Stwierdzam, że może na drugiej pętli się zatrzymam gdzieś w lesie… Tyle się naczytałem o podbiegu na końcu pętli, że oszczędzam na nią siły. Wiem, że szału z biegiem nie robię, do tego nie wiem, kto jest na 1, a kto na 2 pętli. Zdecyduję, że zobaczymy po podbiegu, ile mam sił i najwyżej docisnę na drugiej pętli. Caluteńki podbieg wchodzi jak nóż w masło (jednak pą-podbiegi dają moc :) ) i biegnę dalej. 


 Rozglądam się, gdzie są Młodzi, ale nigdzie ich nie widzę. Myślę, że pewnie ich nie zauważyłem, ale są na początku drugiej pętli tylko zbyt późno ich ogarnąłem. 


Już tylko 5 do końca, więc dokręcam sobie śrubę i 6 km wpada w 5:06! Gapię się na garmina i aż sam nie wierzę… I nie wierzę nie tyle w tempo tylko w to jak łatwo mi to przyszło! Przestawiam garmina z biegu na czas ogólny i myślę sobie, że starczy ciągłego kontrolowania tempa! Biegnę swoje i zobaczymy, jak będą wpadały kolejne. A jest bajka: 7 km w 5:05, 8 tak samo. Biegnę i znów taki sam flow jak na rowerze. Biegnę i tylko ja wyprzedzam! Krzyczę „lewa wolna”, mijam, dziękują i daję dalej! Zaraz wróć… Ja krzyczę „lewa wolna”, a nie na mnie krzyczą??? Tego to w kinie jeszcze nie grali! Widocznie dziś była premiera :P Biegnie mi się rewelacyjnie. Na początku drugiej pętli mijamy się z Mari. Krzyczę do niej „dajesz” i biegnę swoje. Przeliczam mniej więcej, gdzie ona jest, i że startowała 10 min wcześniej i wychodzi mi, że też złamie 3 godziny w swoim triathlonowym debiucie! Smashing Pąpkins dają radę :) Zbliżam się do końca drugiej pętli i już coraz bliżej meta! Mam ochotę sikać po nogach, ale już wiem, że za cholerę się nie zatrzymam i nie będę tracił czasu! Podbieg znów wchodzi dość gładko i już tak blisko meta! Dobiegam do nawrotu do mety i OGIEŃ! 

Była moc...

Rzucam się do przodu megasprintem! Cholera skąd ja mam tyle sił??? 

...i był ogień :)
Ostatnie 100 metrów pokonuję zawrotną prędkością i jest!!! META!!! Ćwiartka ukończona i w debiucie połamane 3 godziny :) 


Bieganie w 00:54:56 i 297 miejsce ogólnie :) Żałuję, że do pierwszego kółka podszedłem zbyt asekuracyjnie, bo czas mógłby być dużo lepszy! Ale to dopiero moje początki w tri, więc nauka jaką zdobywam jest bezcenna :)


A całość w 02:56:59. Chciałem łamać 3 godziny, udało się złamać 2:57. Jest super i są wyciągnięte wnioski na Szczecin :)


 Odbieram medal i rozglądam się za Młodymi, a zauważam Mari. Jej też udało się połamać 3 godziny :) Gadamy i wymieniamy się spostrzeżeniami. W końcu zauważam Młodych i idę do nich, by ubrać jedyną słuszną koszulkę :)

Ta duma z bycia częścią Smashing Pąpkins :)
Kilka słów o organizacji. Była na najwyższym poziomie. Mam tylko jedno zastrzeżenie, czyli zamieszanie z godzinami wstępu rano do strefy zmian. Początkowo było info, że w niedzielę wejść tam można tylko między 6 a 7, by zostawiać rowery. Potem, że ogólnie między 6 a 7. Napisałem na fejsie do orgów, czy aby sprawdzić ciśnienie w oponach lub zostawić picie też tylko w tych godzinach, odpowiedź była twierdząca. Na odprawie technicznej usłyszałem, że strefa będzie jednak czynna do 8. A gdy dojechaliśmy wszedłem tam (po zapytaniu sędziego, czy aby na pewno można) o 8:10. Nie wiem po co było stwarzać takie zamieszanie skoro później nikt nie robił z tego problemu… Poza tym absolutnie bez zarzutu. Trasy były wyznaczone świetnie. Cały etap rowerowy po praktycznie idealnym asfalcie. Aż zazdroszczę, że u mnie takiej pętelki po takim asfalcie nie ma! A trasa biegowa była jak stworzona dla mnie :) Już kilka razy tu pisałem, że zupełnie mnie znudziło uklepywanie asfaltu. Tu był drobny kawałek po polbruku, a poza tym piękna trailowa trasa po lasach i łąkach :P Choć trzeba przyznać, że do najłatwiejszych to ona nie należała! Płaskiego praktycznie nie było, a momentami był luźny piach. Ale, że na trasę biegową lepiej mieć „mocniej zabudowane buty z głębszym bieżnikiem” było wiadomo już z info na długo przed startem, więc nikt nie może mieć o to pretensji!

Połamane 3 godziny to i uśmiechy od ucha do ucha :)
Nie można powiedzieć, że mam duże tri doświadczenie. Ale jedna rzecz mnie na tych zawodach bardzo zadziwiła i to zdecydowanie in plus. Absolutnie nie widziałem ani jednego tramwaju. Na tri, na których wcześniej startowałem, drafting też był zabroniony, ale dużo osób miało to w pompie… Tutaj każdy jechał swoje. Fakt, że sędziowie zapowiadali na odprawie, że będzie to surowo karane, ale nie tylko tutaj. Ale tylko tutaj to było przestrzegane. I bardzo mi się to podobało :)

Mam nadzieję, że pozostałe imprezy z cyklu ENEA TRI TOUR będą równie dobrze zorganizowane! Wtedy czekają mnie jeszcze 3 super zawody w tym sezonie :)

Wielkie podziękowania dla Młodego i Luizy za chęć wstania ze mną rano, kibicowanie, pstrykanie zdjęć i Młodej za ich późniejszą obróbkę. Jak zwykle wykonaliście mega kawał super roboty :) A swoja drogą chwila prywaty i zapraszam na ich podróżniczego bloga http://www.tuitam.net

SPRZĘT:
PŁYWANIE: pianka Blueseventy Reaction – bajecznie mi się w niej pływa :)
ROWER:
CROSS Vento 3 po lekkich modyfikacjach + opony Conti 4000S
BIEG:
Buty Brooks Cascadia – że jestem ich fanem chyba nikogo nie trzeba przekonywać :)
Okulary Solano z tri w Borównie i czapka Nike
STRÓJ:
ZOOT + kompresy CEP + Garmin 310

ODŻYWIANIE:
Rano owsianka.
Zestaw Powergym, czyli przedstartówka ENERGYPLUS na 40 min przed startem, ISOPOWER w bidonie na rowerze + POWER BOMB  na 2,5 km biegu + do tego dwa żele AGISKO na rowerze + woda do ich popicia.

A na sam koniec takie moje przemyślenie po tych zawodach… Za cholerę nie wiem, jak mi się udało ukończyć Borówno… :P 

12 komentarzy:

  1. Świetna relacja :) Gratuluje z z okazji połamania tej 3!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeszcze raz gratuluję połamania '3'! Fajnie było się spotkać, a mieliśmy na siebie szczęście na tych zawodach bo przecież minęliśmy się w drodze do aut, potem spotkaliśmy na odprawie, potem w strefie zmian, potem na trasie, potem na mecie i potem na parkingu w koszulkach Smashing Pą ;) Teraz muszę się zmobilizować do ukończenia swojej relacji... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Mari! :) Rzeczywiście często się widzieliśmy! I zapomniałaś jeszcze o spotkaniu na plaży przed startem :)
      Mam nadzieję, że się szybko zmobilizujesz do ukończenia swojej relacji bo jestem jej bardzo ciekawy :)

      Usuń
  3. Ogromne gratulacje!! Piękny debiut! :) i super relacja :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wielkie dzięki:) I bardzo się cieszę, że relacja się podoba:)

      Usuń
    2. Ależ durność napisałam ;) jaki debiut... Tak to jest jak na szybko, gdy ma się internet ogarnia się kilka rzeczy na raz...

      Swoją drogą, chociaż nie wiem czy powinnam to pisać: baardzo nieźle wyglądasz w czepku do pływania! :D Szok! :)

      Usuń
    3. Źle nie napisałaś bo na ćwiartce to był mój debiut :)

      Też jestem w szoku! Bo zawsze myślałem, że w piance i czepku wyglądam jak wielki plemnik :P Ale bardzo dziękuję za komplement :)

      Usuń
  4. Ależ tryskają endorfiny z Twojej relacji! Gratulacje! Połamać "3" to nie jest bułka z masłem, a wygląda na to, że masz jeszcze zapas mocy.
    Ciekaw jestem jak wygląda trasa rowerowa w Szczecinie, bo zejście z 1:25 na 1:20 w miesiąc to bardzo ambitne wyzwanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Jak pisałem do biegania mogłem od razu mniej asekuracyjnie podejść i byłoby jeszcze lepiej, więc zapas mocy jeszcze jakiś jest. Co nie zmienia faktu, że jestem przeszczęśliwy :)A co do Szczecina to trasa tam podobno jest dość płaska. Jeśli wierzyć trasie wyznaczonej przez kogoś na xtri http://www.runningmap.com/?id=658297 to w sumie jest dość płasko, tylko 3 ciut większe podjazdy. Zobaczymy, czy plan się uda :)

      Usuń
  5. Super to zrobiłeś - gratulacje !!! :) Relacja tak zachęcająca że aż człowiekowi chciałoby się sprobować zmierzyć z tym wyzwaniem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Ava :) Tri to naprawdę świetna zabawa i szczerze zachęcam do spróbowania :) I niezmiernie się cieszę, że relacja się podoba :)

      Usuń