czwartek, 3 kwietnia 2014

Debiut drużyny Smashing Pąpkins i nowa życióweczka, czyli 9 PZU Półmaraton Warszawski


Do Warszawy wyjeżdżam w sobotę w okolicach południa. Spokojnie dojeżdżam, loguję się na spanie i pieszo idę na basen stadion narodowy odebrać pakiet startowy. Bałem się, że będą tłumy, ale odbiór pakietu odbywa się nad wyraz sprawnie. W pakiecie standardowo numer startowy, chip, koszulka bawełniana, kamizelka do biegania, informator o połówce i troszkę pierdół. Kupuję żele enervit (sprawdziły mi się świetnie – kilka słów na końcu będzie) i wracam do pokoju. Na 17 umówiłem się z Krasusem, Jędrkiem, Pawłem i naszymi kibicami na własne Pasta Party. Spotykamy się w restauracji "Rucola", którą mogę z czystym sercem polecić. Naprawdę pyszne jedzonko. Najważniejszy punkt dzisiejszego dnia, czyli odbiór koszulki "Smashing Pąpkins". Jemy, siedzimy, gadamy i tak nam czas mija. Wieczorem jeszcze na chwilę wychodzę z Pawłem i Jędrkiem i czas iść spać, szczególnie, że w nocy jest zmiana czasu… Kradzieje nam godzinę snu biorą przed startem!! Szykuje strój na bieg i do spania.


Nie byłbym sobą gdybym czegoś nie pokręcił z budzikiem. Na szczęście w tę lepszą stronę, więc budzę się o 6 zamiast o 7… Trochę czasu mi zajmuje ustalenie, jaka tak naprawdę jest godzina… Do dziś nie wiem, jak tego dokonałem, że źle przestawiłem zegarek:)

Wciągam śniadanie i idę na wspólną rozgrzewkę "Smashing Pąpkins". 

Potem depozyt i na start. Jak już pisałem, absolutnie nie wiedziałem, w jakiej jestem formie. Trochę przebimbana zima, która minęła nie wiem kiedy i wyjazd na urlop na ponad 2 tygodnie, gdzie nie było warunków do biegania zrobiły swoje. Zastanawiałem się, czy stanąć z Mańkiem Kargolem, który zającował na 2 godziny i jeśli będzie moc urwać się i zobaczyć co z tego będzie. Koniec końców zdecydowałem się ustawić w zgłoszonej strefie startu i lecieć sam.

W końcu start i zaczynamy:)

Wystartowałem spokojnie i pierwsze 2 km wpadły odpowiednio po 5:37 i 5:31. Znów pojawił się nieznośny ból przednich stron łydek (nota bene nie wiem skąd mi się to bierze…), ale wiedziałem, że w końcu puści. Poza łydkami biegnie mi się rewelacyjnie i tak sobie myślę by trzymać tempo w granicach 5:12 – 5:15 i zobaczyć co z tego wyjdzie. W okolicach 7 km mijają mi łydki (jednak już się trochę znam i wiedziałem, że odpuszczą) i 8 i 9 km wpadają 5:11 i 5:14. 10 km nagle 5:47, choć myślę, że to wina zamieszania na punkcie żywnościowym. Ale przy tym punkcie też miła niespodzianka, bo koleżanka z "Smashing Pąpkins" mnie tam pozdrawia (jak później wyczytałem czekając na koleżankę). Kolejne km są poniżej zadanego tempa i zaczynam wierzyć, że coś fajnego z tego biegu może się wykluć. Spotykam po drodze Avę, gadamy chwilę, jakie plany na bieg i wracamy do robienia swojego :) Teraz to już tylko czekam na Agrykolę! Wiem, że to kluczowy moment tego biegu!!! Przebiegamy przez Łazienki, mijamy bramę i oto i ona! Agrykola! Półkilometrowy podbieg z różnicą wzniesień ponad 25 metrów!!! Biegnę tuż za Avą i, mimo że uwielbiam biegać pod górkę, Ava wystrzeliła jak rakieta! Nawet nie myślałem, by dotrzymać jej tempa, więc spokojnie robiłem swoje. Wyprzedzałem poszczególnych biegaczy i parłem do góry! W końcu szczyt i czuję, że wciąż mam moc!! Czyli zgodnie z założonym planem przyspieszam. 17 km jeszcze powyżej 5 minut, ale 18 i 19 odpowiednio 4:49 i 4:42. 20 km jest najszybszym na całej trasie, bo 4:41! Zaczynam już czuć tempo narzucone po Agrykoli i pomału bym chciał, by ten bieg się już kończył… Już niedługo. Pod mostem Poniatowskiego kibice "Smashing Pąpinks", czyli NKŚ, Bartek – brat Krasusa i jego żona i sam Krasus! Rzut oka na niego i już wiem, że skubany rozpieprzył system i połamał 1:24!!! Chapeau bas!!! Słyszę magiczne „Hassan nak...” i lecę dalej! 
 
Już doskonale wiem, że mam nową świetną życiówkę! Teraz walka toczy się o złamanie 1:50. Na ostatnich metrach już lecę siłą woli! Aż w końcu jest meta! Na 100 metrów przed metą garmin przeskakuje na 1:50, więc przypuszczam, że na złamanie 1:50 przyjdzie jeszcze pora! Mijam metę niesamowicie szczęśliwy!!!! Wiem, że jest dobrze i mam jeszcze cień nadziei, że jest poniżej 1:50. Smsa z wynikiem jeszcze nie ma, więc wchodzę na stronę połówki i sprawdzam swój czas! PROSZĘ PAŃSTWA!!! 1:50:27!!! 

 Zeszłoroczna życiówka z Poznania poprawiona o ponad 5 minut. A wtedy naprawdę dałem z siebie wszystko i dobrze przepracowałem zimą! Nawet nie wiecie, jak mnie cieszy taki progres:)

Czas odetchnąć. Dzwoni Krasus, że wciąż kibicują pod mostem, więc idę do nich. 
I kolejny wielki sukces! Drużyna Smashing Pąpkins w swoim debiucie zajęła 27 miejsce na 95 zgłoszonych drużyn!!! Jest moc!! :)

Spotykamy się wszyscy, pamiątkowa fotka i Krasusy zapraszają na obiad. Po prysznicu jadę do nich i już wiem, że mam nowy wydatek… Zuzka na nowych kółkach wygląda niesamowicie!!! Od jakiegoś czasu już myślę, o kółkach aero, a teraz już wiem, że muszę je mieć :P Czas na powrót do domu!

Było mega!!!! Super impreza!! Świetnie zorganizowana i dobrze rozplanowana. Mimo ponad 12.000 biegaczy na starcie widać doświadczenie orgów. Prawie od samego początku można było biec swoje. Duży wpływ miało to, że grupa zielona, czyli od 1:50 w dół startowała chwilę później. Dzięki temu nie było ścisku na początku.

W ten weekend dalsze zdobywanie Korony Maratonów Polskich, czyli start w Dębnie. Ale ta połówka pozwoliła mi uwierzyć w siebie i czas zweryfikować plany na Dębno. Będę chciał nie tylko ukończyć, ale powalczyć o poprawę życiówki z Krakowa, czyli 3:57:47. Zobaczymy.

Żywienie:
Jak obiecałem kilka słów o jedzeniu. Wieczorem przed snem jedna kapsułka "Salt Stick" i jeden magnez "Enervit". Rano owsianka, jedna kapsułka "Salt Stick", jeden żel przedstartowy "Enervit" na 2 godz przed startem i bidon z napojem "Enervit" na drogę + magnez. Pół godziny przed startem powinienem zjeść drugą przedstartówkę, ale że szału z żołądkiem nie było postanowiłem odpuścić. Na 10 km żel bez kofeiny. Na punktach żywnościowych tylko woda. Nie zmieściłem do kieszeni żelu typu „szybki strzał” tak na 16-17 km i tego trochę zabrakło. Muszę przetestować je na treningach, by wiedzieć czego się trzymać. Ale w końcu po Krakowie znów przekonałem się, że może te żele nie takie złe…
Jest naprawdę dobrze! :) W ten weekend Dębno i zobaczymy co tam zwojuję :)

I jeszcze track z endo:



6 komentarzy:

  1. Grati, pojechałeś Waść :) .

    Zdziwił mnie niezmiernie ostatni akapit. Nieźle się naładowałeś: Enervity, "Salt Stick", żel bez kofeiny, "szybki strzał", druga przedstartówka. Jej, a lekka kolacja i, nad drugi dzień, ciacho owsiane, banan oraz woda z sokiem z cytryny i szczyptą soli nie wystarczy?

    Trzymam kciuki za Dębno i życzę powodzenia :) .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki Maniek :)

      A co do jedzenia. Jak zacząłem wypisywać to wszystko to też mi się dużo wydawało, ale wczytaj się dokładnie! Drugiej przedstartówki nie zjadłem, "szybki strzał" został w hotelu - więc, aż tak dużo tego nie było :) A magnez i salt stick bo liczyłem, że może przód łydek mi odpuści po nich. Twój zestaw śniadaniowy bardzo mi się podoba, ale i tak bym musiał mieć jeszcze jakiś żel na trasę bo inaczej by mnie odcięło... Poza tym chciałem przetestować czy mogę pogodzić się z żelami, bo od Krakowa w zeszłym roku cały sezon ich nie używałem. Na tri na bank będę piekł Twoje batony na rower, ale przy biegu bez plecaka nie miałbym gdzie ich schować :(

      Usuń
    2. Michał, nie zrozum mnie źle, ja Cię nie krytykuję. Dziwni mnie jedynie to, że dużo osób zarzuca bez opamiętania syntetyczną paszę dla biegaczy, nie szukając alternatyw w naturalnych produktach. Tak, ja też używam żeli, bo są wygodne, ale staram się, gdzie tylko to jest możliwe, zastępować je żarełkiem nieprzetworzonym.

      Fakt, moje niedopatrzenie, nie użyłeś. Można gdybać, bo w zasadzie miałeś przygotowane z myślą o zjedzeniu. A gdybyś zamiast przedstartówki, zarzucił pieczonego ziemniaczka w ziołach ;) ? Gwarantuję Ci, efekt jest ten sam. Ale wiem, zarzucać ziemniaczka przed startem to obciach ;) .

      Usuń
    3. Borman krytyki od ciebie wysłucham zawsze chętnie i na pewno wezmę pod uwagę!

      Natomiast gadaliśmy już kilka razy na fb o Twoich przepisach i powinieneś wiedzieć, że gdzie się da chętnie odpuszczę tą cholerną chemię na rzecz nieprzetworzonego jedzenia.

      A czy ziemniaczek przed startem to obciach? Serio myślisz, że mnie to interesuje??? Jeśli mówisz, że efekt jest ten sam to ja Ci wierzę! (przepis poproszę)

      Zabrzmi jakbym Ci słodził ale serio żaden żel nie daje tyle pary co batony według Twojego przepisu. Żaden żel nie może się z nimi równać. A batony miałem i na IWW i na tri w Borównie i przed maratonem w Poznaniu. Więc wiem o czym mówię. Nota bene miałeś mi przesłać przepis na domowy żel :)

      Usuń
  2. Gratulacje! A tak w ogóle fajnie było się spotkać na trasie :) Też się spytam o te suplementy - czy salt stick to coś więcej niż łyżeczka soli? :-) Mi kazali przed startem jesć krakersy i paluszki ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze miło spotkać członka drużyny na trasie i chwilę pogadać:) I wciąż jestem pod wrażeniem jak wystrzeliłaś pod Agrykolę:)

      Co do salt stick to tu masz dokładny opis - http://natural-born-runners.pl/product-pol-1634-SaltStick-30-kapsulek.html

      Czy tak naprawdę coś dają trudno stwierdzić bo byś musiała biec dokładnie 2 takie same biegi w idealnie takich samych warunkach. I wtedy by pewnie było jakieś porównanie. Zacząłem je używać przed HIM w Borównie i wydaje mi się, że na mnie działają :)

      Usuń