wtorek, 23 września 2014

O tym co jest ważne w bieganiu, czyli Izerska Wielka Wyrypa 2014!


Co to był za weekend!!! Jeden z najlepszych w moim życiu! Co to były za zawody!!! Poszło mi najlepiej ze wszystkich moich startów!!! Wszystko przez cały weekend i całe zawody układało się tak po mojej myśli, że aż sam w to nie wierzyłem!

Nocleg mieliśmy w Wolimierzu, tylko 3 km od Giebułtówka, gdzie stacjonowała Magiczna Ekipa w składzie: Krasus z NKŚ, Jędrek, Paweł z Martyną oraz dorywczo Borman, Wybiegany, Maniek Kargol i Radek w Magicznym domku:)

W czwartek z Krasusem, Jędrkiem i Pawłem zaliczyliśmy prawie 50 km treningu rowerowego z finiszowym, prawie 10 km podjazdem na Stog Izerski. A wcześniej był podjazd do centrum Świeradowa Zdroju, gdzie szukałem w mojej szosie połówkowej przerzutki bo najniższe były za wysokie :P Jednakże emocje nam towarzyszące były niesamowite, a piwo wypite w schronisku na szczycie smakowało jak rzadko kiedy :) W późniejszym czasie dowiedziałem się, że podczas podjazdu mijaliśmy punkt antygrawitacyjny. Tłumaczę sobie, że dlatego było tak ciężko ;-)




Piątek nam minął na zwiedzaniu okolicy, 



a wieczór nad rozprawianiem nad kozami-zombie, samojeżdżącym rowerem Jędrka i odganianiu psa z dziwnymi zębami :P



 A jeśli ktoś by chciał temat kóz-zombie zgłębić to zapraszam na jędrkowego bloga :)

No i przyszła sobota oraz start zawodów! Chłopacy mnie odebrali o 6:50 i pojechaliśmy do Lubania, gdzie była baza zawodów. W międzyczasie patrzymy jak pięknie deszcz pada, w pewnym momencie Jędrek stwierdza, że w sumie zaczyna padać coraz mocniej! Natomiast wytłumaczenie Krasusa rozwiało wszelkie wątpliwości, że to nie coraz mocniej pada tylko samochód się nam zmniejsza przez co mocniej czuć deszcz :P

Na miejscu jesteśmy koło 7:30 i idziemy odebrać pakiet startowy. W międzyczasie witam się z Bormanem i Mańkiem Kargolem. Chłopacy startują na TP 25 i jak się później okaże zrobili świetne czasy!

Po krótkiej odprawie technicznej stajemy na starcie i w końcu POSZLI!
Pierwsze km wchodzą mi bardzo szybkie i wiem, że to nie moje tempo, ale stwierdzam, że do map dam radę, a nie chcę być za daleko od czołówki.

Biorę mapę, patrzę, myślę i dochodzę do wniosku, że w sumie to nie ma o czym myśleć… Kolejność zaliczania jest dość oczywista! Przy czym jest to pierwsza mapa, bo drugą dostaniemy dopiero na pkt żywnościowym. 


 Punkty 1 i 3 bez historii. Szybko dobiegnięte i namierzone. Kolejny jest pkt 6 i ciut przelatuje wejście w przecinkę. Cofam się i tnę przecinką wprost na niego. Podbijam go i chcę odbiegać a nagle ktoś mi z krzaków wyłazi! Czyżby kozy-zombie???? PK podbijałem równo z gościem z kijkami, więc mam nadzieję, że jednak kozy go pierwszego pożrą, a tu wychodzi Jędrek, a zanim Krasus i Paweł! Co do cholery – myślę… Szybki rzut oka na mapę, gdzie zrobiłem błąd, że jesteśmy tu razem, ale okazuje się, że chłopaki po drodze zwiedzali kamieniołom! Kolejne PK lecimy razem. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę ich tempa nie wytrzymam! Gdy tniemy na azymut jest ok, ale gdy wychodzimy na drogę wciąż mi odbiegają! Do 7 PK mamy dość długi przelot drogą i ich gubię. Wpadam na punkt żywnościowy zastanawiając się czy jeszcze będą i są! Ze zmęczenia/przeoczenia/roztargnienia oddaję pierwszą mapę zamiast ją schować, wypijam w locie kubek wody i lecę z chłopakami dalej!


 
10 PK jeszcze zaliczamy razem, ale potem nie daję rady ich tempu i biegnę swoje! 8 i 9 wchodzą jak w masło i czas na OS. Dobiegam do pkt żywnościowego, robię sobie chwilę oddechu – czas coś na szybko zjeść i wypić. Odbieram mapę na OS i próbuję się namierzyć!

I się tak namierzam i namierzam, aż pojawiają się Jacek z Matrixem i na OS ruszamy razem. Dołącza do nas jeszcze Zuza, która nota bene zajęła 3 miejsce wśród kobiet! Szacun! :) OS zaliczony i czas wracać na normalna mapę. Kolejne PK to już formalność. Są na idealnej trasie powrotu do bazy i wchodzą bez problemu. Zuza nam odpadła po drodze, więc lecimy w trójkę. I w głowach zaczynają nam się pojawiać myśli, że złamać 7h to w sumie byłoby fajnie :P Jacek cały czas mówi, że on się nie pisze, ale koniec końców odchodzi nas zdecydowanie i z Matrixem możemy tylko jego plecy oglądać!!! Przy skręcie z asfaltu na PK 15 spotykamy Jacka i okazuje się, że ma taki skurcz w nogach, że się ledwo porusza. Mówię, że nie biegnę sam skoro tyle czasu biegliśmy razem, Jacek próbuje i zaczynamy znów razem biec. 15 PK znów bez problemu i Matrix zaczyna tracić siły i lecimy z Jackiem w dwójkę. Biegniemy, analizujemy i wizja złamania siódemki staje się coraz bliższa! :) A właściwie to już wiemy, że jeśli nagle nie stanie się kataklizm w postaci np. spadającego meteorytu to się nam uda! Wbiegamy do Lubania i pędem do szkoły. Ostatni trawnik tniemy na szagę i biegnąć wzdłuż ogrodzenia szkoły widzę Martę i Izę czekające na mnie! Ostatni zakręt, dziewczyny czekaja przy bramie do szkoły, a my w te pędy by siódemkę złamać! Przebiegam koło nich i jak się później dowiedziałem Izka pobiegła za mną :) Wpadamy do bazy zawodów, oddajemy karty startowe i JEST!!!! Siódemka złamana! Według garmina 47,63 km w 6:58 h! 17 msc wśród facetów i 19 msc w OPEN!!!! Czujecie?? :P Absolutnie takiego wyniku się nie spodziewałem! Jestem w 7 niebie :) Starczy powiedzieć, że w zeszłym roku na IWW miałem czas 14:13 h i nakulałem 64 km!!! I niesamowicie miło było od Jacka usłyszeć, że gdybym go nie pociągnął na końcu to 7 by nie pękła :) Jędrek, Krasus i Paweł są już czyściutcy i wypachnieni :P Niesamowicie miło, że na metę przyjechał Wybiegany i Radek z żonami! Ogólna radość, Marta daje mi piwo, a moja euforia nie ma końca! Gratuluję Mańkowi Kargolowi 2 msc na TP25 i wszyscy razem jedziemy na pizzę.

A wieczorem nocne Polaków rozmowy, jedzenie, piwko, filmy dla Smashing Pąpkins i picie przez Mańka piwa z jego pucharu! :)

Co jest najpiękniejsze w bieganiu? Wcale nie pokonany dystans, życiówki czy czas! Tylko LUDZIE! Zanim zacząłem biegać, poza Krasusem, nie znałem nikogo z ekipy magicznego domku! A teraz spędzamy razem czas, dyskutujemy, umawiamy się z kim i gdzie się widzimy na biegu i wszyscy razem po biegu pijemy piwo! To jest magia biegania! Bieganie nas połączyło i sprawiło, że mogliśmy tak cudowny weekend spędzić razem! I wszystkim razem i każdemu z osobna za to dziękuję! Bo był to weekend, który wyrył się w mojej pamięci srebnymi zgłoskami! A IWW? Nie ma opcji bym za rok się nie pojawił! Będę na pewno i postaram się znów być lepszy :) Jest to chyba jedyna impreza w roku na której wiem, że muszę być! I dopóki będę biegać to będę!




Tego weekendu nie zapomnę nigdy!!!!

I standardowo  track z endo:

3 komentarze:

  1. Ach, właśnie tego mi brakowało, żeby dowiedzieć się, co robiłeś po odłączeniu się od nas. Myślałem: "co było dla Michała tak atrakcyjne, że warto było zrezygnować z naszego wspaniałego towarzystwa i poudawać, że już nie ma sił wytrzymywać naszego tempa?". Teraz rozumiem, że zaplanowałeś łamanie siedmiu godzin. Musiało więc być 6:58, żeby mieć co poprawiać za rok! ;-) Gratuluję wyniku, szczególnie w porównaniu z ubiegłym rokiem. I liczę, że uda się za rok ponapierać razem. Chociaż patrząc na Twój postęp, ostro będę musiał gonić, żeby za Tobą zdążyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hehe, to ja na rowerze chyba bardzo często mijam punkt antygrawitacyjny ;) Gratuluję udanego biegu i teraz czekam na relację z Borówna :)

    OdpowiedzUsuń