czwartek, 10 października 2013

Start, którego nie było, czyli 35. PZU Maraton Warszawski

NIENAWIDZĘ przegrywać! Mam do tego chroniczną awersję! A tym razem przegrałem! A co gorsza nie z samym sobą na trasie, bo znam się już na tyle, że wiem, że jeśli zaczynam, to muszę ukończyć. Przegrałem z własnym organizmem. Na początku głupio nabyta kontuzja uda wykluczyła mnie z treningów na prawie 2 tygodnie. Krioterapia jest jednak naprawdę skutecznym narzędziem rehabilitacji. I gdy już miałem wracać do treningów, przypętało się najpierw przeziębienie, a potem zapalenie oskrzeli... Długo, oj długo, zastanawiałem się, czy jechać na MW, czy odpuścić, ale koniec końców zrezygnowałem... Ciężka to była decyzja, ale teraz już wiem, że słuszna! Wizja zapalenia płuc, albo zapalenia mięśnia sercowego, w co oskrzela by się mogły przerodzić przy takim wysiłku, jakim jest maraton, jednak podziała na moją wyobraźnię...

Ludzkie ciało jest niesamowitym mechanizmem. Gdyby ktokolwiek 1.5 roku temu powiedział mi, że będę miał ukończone półmaraton, 2 maratony, half iron mana i kilka mniejszych biegów popukałbym się w czoło i wrócił do picia piwa :) Teraz już wiem, że chcieć to móc! Wystarczy impuls, by się ruszyć, a potem już idzie! Odrobina dyscypliny, samokontroli i można osiągnąć coś naprawdę dużego. A moje wyniki są dla mnie naprawdę czymś wielkim! Na polepszenie czasów i zwiększanie dystansów przyjdzie jeszcze czas! Póki co jestem szczęśliwy z tego, co już osiągnąłem! Ale pomimo możliwości, jakie ma nasz ciało, trzeba czasami odpuścić i się w nie wsłuchać! Wtedy możemy być spokojni, że nie przesadzimy i nie zrobimy sobie krzywdy!

Wracając do Warszawy - miała być niesamowita życiówka, pierdolnięcie i bieg w trupa! Miał być ból, łzy i walka z samym sobą, by przebiec metę rozpieprzając system! A był kac i gapienie się w monitor, jak idzie chłopakom! W poniedziałek wróciłem do gry! Pierwszy trening od ponad 3 tygodni nie wypadł tak źle, jak myślałem! Było nawet zadziwiająco dobrze! 

Wciąż mam wątpliwości, czy uda mi się ukończyć Poznań! W każdym razie mogę obiecać jedno! Widzimy się na starcie i dam z siebie wszystko, by dobiec! Bez życiówek, bez biegu w trupa, bez rozpieprzania systemu! Chcę mieć z tego biegu fun, chcę się nim cieszyć, chcę się cieszyć atmosferę tego biegowego święta, chcę się bawić z kibicami i przebiec obojętnie w jakim czasie! Każdy doping na trasie się liczy, więc przybywajcie i kibicujcie:)

KORONA MARATONÓW POLSKICH vs. JA: 1:1 !!

Już w niedzielę zamierzam znów wyjść na prowadzenie:) A potem spokojne treningi by się przygotować do Dębna i następnego tri-sezonu! A w między czasie mam nadzieję, że uda się zaliczyć jakieś jesienne PMNO :)

2 komentarze:

  1. Powodzenia, będę śledził on-line wyniki:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Trzymaj kciuki! Po 4 tygodniach bez treningu satysfakcjonuje mnie każdy czas byle tylko ukończyć....:)

    OdpowiedzUsuń