Co to był za weekend!!! Jeden z najlepszych w moim życiu! Co to były za zawody!!! Poszło mi najlepiej ze wszystkich moich startów!!! Wszystko przez cały weekend i całe zawody układało się tak po mojej myśli, że aż sam w to nie wierzyłem!
Nocleg mieliśmy
w Wolimierzu, tylko 3 km od Giebułtówka, gdzie stacjonowała Magiczna Ekipa w
składzie: Krasus z NKŚ, Jędrek, Paweł z Martyną oraz dorywczo Borman,
Wybiegany, Maniek Kargol i Radek w Magicznym domku:)
W czwartek z
Krasusem, Jędrkiem i Pawłem zaliczyliśmy prawie 50 km treningu rowerowego z
finiszowym, prawie 10 km podjazdem na Stog Izerski. A wcześniej był podjazd do
centrum Świeradowa Zdroju, gdzie szukałem w mojej szosie połówkowej przerzutki
bo najniższe były za wysokie :P Jednakże emocje nam towarzyszące były
niesamowite, a piwo wypite w schronisku na szczycie smakowało jak rzadko kiedy
:) W późniejszym czasie dowiedziałem się, że podczas podjazdu mijaliśmy punkt
antygrawitacyjny. Tłumaczę sobie, że dlatego było tak ciężko ;-)
Piątek nam minął
na zwiedzaniu okolicy,
a wieczór nad rozprawianiem nad kozami-zombie,
samojeżdżącym rowerem Jędrka i odganianiu psa z dziwnymi zębami :P
A jeśli ktoś
by chciał temat kóz-zombie zgłębić to zapraszam na jędrkowego bloga :)
No i przyszła
sobota oraz start zawodów! Chłopacy mnie odebrali o 6:50 i pojechaliśmy do
Lubania, gdzie była baza zawodów. W międzyczasie patrzymy jak pięknie deszcz
pada, w pewnym momencie Jędrek stwierdza, że w sumie zaczyna padać coraz
mocniej! Natomiast wytłumaczenie Krasusa rozwiało wszelkie wątpliwości, że to
nie coraz mocniej pada tylko samochód się nam zmniejsza przez co mocniej czuć
deszcz :P
Na miejscu
jesteśmy koło 7:30 i idziemy odebrać pakiet startowy. W międzyczasie witam się
z Bormanem i Mańkiem Kargolem. Chłopacy startują na TP 25 i jak się później
okaże zrobili świetne czasy!
Po krótkiej
odprawie technicznej stajemy na starcie i w końcu POSZLI!
Pierwsze km
wchodzą mi bardzo szybkie i wiem, że to nie moje tempo, ale stwierdzam, że do
map dam radę, a nie chcę być za daleko od czołówki.
Biorę mapę,
patrzę, myślę i dochodzę do wniosku, że w sumie to nie ma o czym myśleć…
Kolejność zaliczania jest dość oczywista! Przy czym jest to pierwsza mapa, bo
drugą dostaniemy dopiero na pkt żywnościowym.
Punkty 1 i 3 bez historii. Szybko dobiegnięte i namierzone. Kolejny jest pkt 6 i ciut przelatuje wejście w przecinkę. Cofam się i tnę przecinką wprost na niego. Podbijam go i chcę odbiegać a nagle ktoś mi z krzaków wyłazi! Czyżby kozy-zombie???? PK podbijałem równo z gościem z kijkami, więc mam nadzieję, że jednak kozy go pierwszego pożrą, a tu wychodzi Jędrek, a zanim Krasus i Paweł! Co do cholery – myślę… Szybki rzut oka na mapę, gdzie zrobiłem błąd, że jesteśmy tu razem, ale okazuje się, że chłopaki po drodze zwiedzali kamieniołom! Kolejne PK lecimy razem. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę ich tempa nie wytrzymam! Gdy tniemy na azymut jest ok, ale gdy wychodzimy na drogę wciąż mi odbiegają! Do 7 PK mamy dość długi przelot drogą i ich gubię. Wpadam na punkt żywnościowy zastanawiając się czy jeszcze będą i są! Ze zmęczenia/przeoczenia/roztargnienia oddaję pierwszą mapę zamiast ją schować, wypijam w locie kubek wody i lecę z chłopakami dalej!
Punkty 1 i 3 bez historii. Szybko dobiegnięte i namierzone. Kolejny jest pkt 6 i ciut przelatuje wejście w przecinkę. Cofam się i tnę przecinką wprost na niego. Podbijam go i chcę odbiegać a nagle ktoś mi z krzaków wyłazi! Czyżby kozy-zombie???? PK podbijałem równo z gościem z kijkami, więc mam nadzieję, że jednak kozy go pierwszego pożrą, a tu wychodzi Jędrek, a zanim Krasus i Paweł! Co do cholery – myślę… Szybki rzut oka na mapę, gdzie zrobiłem błąd, że jesteśmy tu razem, ale okazuje się, że chłopaki po drodze zwiedzali kamieniołom! Kolejne PK lecimy razem. Absolutnie zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę ich tempa nie wytrzymam! Gdy tniemy na azymut jest ok, ale gdy wychodzimy na drogę wciąż mi odbiegają! Do 7 PK mamy dość długi przelot drogą i ich gubię. Wpadam na punkt żywnościowy zastanawiając się czy jeszcze będą i są! Ze zmęczenia/przeoczenia/roztargnienia oddaję pierwszą mapę zamiast ją schować, wypijam w locie kubek wody i lecę z chłopakami dalej!
10 PK jeszcze
zaliczamy razem, ale potem nie daję rady ich tempu i biegnę swoje! 8 i 9
wchodzą jak w masło i czas na OS. Dobiegam do pkt żywnościowego, robię sobie
chwilę oddechu – czas coś na szybko zjeść i wypić. Odbieram mapę na OS i
próbuję się namierzyć!
I się tak
namierzam i namierzam, aż pojawiają się Jacek z Matrixem i na OS ruszamy razem.
Dołącza do nas jeszcze Zuza, która nota bene zajęła 3 miejsce wśród kobiet!
Szacun! :) OS zaliczony i czas wracać na normalna mapę. Kolejne PK to już formalność.
Są na idealnej trasie powrotu do bazy i wchodzą bez problemu. Zuza nam odpadła
po drodze, więc lecimy w trójkę. I w głowach zaczynają nam się pojawiać myśli,
że złamać 7h to w sumie byłoby fajnie :P Jacek cały czas mówi, że on się nie
pisze, ale koniec końców odchodzi nas zdecydowanie i z Matrixem możemy tylko
jego plecy oglądać!!! Przy skręcie z asfaltu na PK 15 spotykamy Jacka i okazuje
się, że ma taki skurcz w nogach, że się ledwo porusza. Mówię, że nie biegnę sam
skoro tyle czasu biegliśmy razem, Jacek próbuje i zaczynamy znów razem biec. 15
PK znów bez problemu i Matrix zaczyna tracić siły i lecimy z Jackiem w dwójkę.
Biegniemy, analizujemy i wizja złamania siódemki staje się coraz bliższa! :) A
właściwie to już wiemy, że jeśli nagle nie stanie się kataklizm w postaci np.
spadającego meteorytu to się nam uda! Wbiegamy do Lubania i pędem do szkoły.
Ostatni trawnik tniemy na szagę i biegnąć wzdłuż ogrodzenia szkoły widzę Martę
i Izę czekające na mnie! Ostatni zakręt, dziewczyny czekaja przy bramie do
szkoły, a my w te pędy by siódemkę złamać! Przebiegam koło nich i jak się później
dowiedziałem Izka pobiegła za mną :) Wpadamy do bazy zawodów, oddajemy karty
startowe i JEST!!!! Siódemka złamana! Według garmina 47,63 km w 6:58 h! 17 msc wśród
facetów i 19 msc w OPEN!!!! Czujecie?? :P Absolutnie takiego wyniku się nie spodziewałem!
Jestem w 7 niebie :) Starczy powiedzieć, że w zeszłym roku na IWW miałem czas 14:13
h i nakulałem 64 km!!! I niesamowicie miło było od Jacka usłyszeć, że gdybym go
nie pociągnął na końcu to 7 by nie pękła :) Jędrek, Krasus i Paweł są już czyściutcy
i wypachnieni :P Niesamowicie miło, że na metę przyjechał Wybiegany i Radek z
żonami! Ogólna radość, Marta daje mi piwo, a moja euforia nie ma końca!
Gratuluję Mańkowi Kargolowi 2 msc na TP25 i wszyscy razem jedziemy na pizzę.
A wieczorem
nocne Polaków rozmowy, jedzenie, piwko, filmy dla Smashing Pąpkins i picie
przez Mańka piwa z jego pucharu! :)
Co jest najpiękniejsze
w bieganiu? Wcale nie pokonany dystans, życiówki czy czas! Tylko LUDZIE! Zanim
zacząłem biegać, poza Krasusem, nie znałem nikogo z ekipy magicznego domku! A
teraz spędzamy razem czas, dyskutujemy, umawiamy się z kim i gdzie się widzimy
na biegu i wszyscy razem po biegu pijemy piwo! To jest magia biegania! Bieganie
nas połączyło i sprawiło, że mogliśmy tak cudowny weekend spędzić razem! I
wszystkim razem i każdemu z osobna za to dziękuję! Bo był to weekend, który
wyrył się w mojej pamięci srebnymi zgłoskami! A IWW? Nie ma opcji bym za rok się
nie pojawił! Będę na pewno i postaram się znów być lepszy :) Jest to chyba jedyna
impreza w roku na której wiem, że muszę być! I dopóki będę biegać to będę!
Tego weekendu
nie zapomnę nigdy!!!!
I standardowo track z endo:
I standardowo track z endo: