wtorek, 23 kwietnia 2013

XX Bieg Żnina

Po połówkowaniu w Poznaniu w końcu nadszedł długo oczekiwany 21 kwietnia, czyli XX Jubileuszowy Bieg Żnina! Bieganie w swoim mieście zdecydowanie się różni od biegania gdziekolwiek indziej! Biegniemy całą trójką, czyli Paweł, Jacek i ja, ale każdy z Nas ma inne cele na ten bieg :) Paweł chce pobiec spokojnie, Jacek złamać 45 minut, a ja liczę na to, że może będzie miał gorszy dzień i uda mi się z nim wygrać i w związku z tym wygrać rakietę do tenisa :P

Rano trochę zaspałem i obudził mnie dopiero telefon Pawła, że jedzie opłacić start. Poprosiłem go by odebrał mi pakiet startowy i poszedłem z Adą na spacer. Małe śniadanko, kawka i zaczynam się szykować. Biegnę w świeżo kupionych skarpetkach kompresyjnych z Netto, które już mi się sprawdziły na treningach. Na start jedziemy z Agą samochodem. Gdy dochodzimy na rynek woła nas Paweł. Wspólna rozgrzewka, rozbieganie wokół Baszty i idziemy na start. Po Poznaniu moim celem na ten bieg było złamanie 50 min, ale jak wiadomo apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc zamarzyło mi się to przebiec szybciej...

Start i lecimy. Trzymam się Jacka. I od początku czuję, że to będzie dla mnie za szybko... Trzymam się z Jackiem do 2 km gdy zaczął mi odbiegać. W duchu liczyłem na to, że później go jeszcze dorwę :) Uregulowałem oddech, nawrót na drodze do Skarbienic i pierwsza miła niespodzianka! Maciek z żoną są na nawrocie i dopingują.

Wracamy do Żnina i koło dawnej Czapli stoi Aga. Luiza i Młody. Młody jak zwykle wykonał świetną robotę ze zdjęciami :)


Zaczyna pojawiać się więcej kibiców, którzy dodają skrzydeł. Kończę pierwsze okrążenie i lecę dalej. Zaczynam już trochę odczuwać ten bieg. Generalnie nie przepadam za bieganiem na tym dystansie. Od samego początku trzeba dawać z siebie wszystko i nie ma szans na odrobienie strat jak mi się udało w Poznaniu.


Kolejny nawrót i już prosto do mety :) Ale jeszcze kawałek trzeba przebiec... Już wiem, że Jacka nie dogonię, ale biegnę na absolutną życiówkę!! Daję z siebie ile mogę. Przed MKŻ wyprzedza mnie jakiś facet. Staram się pod niego podpiąć, ale po krótkim czasie nie daję rady :( Wyznaczam sobie punkty do których muszę dobiec! Koło Jedynki znowu pojawiają się kibice i znowu dodają mi sił. Duży Kościół, Sztandera, Ekonomik i ostatnia prosta do mety! Wychodzi mi, że mam zapas by skończyć w 48 minut, ale słyszę mega doping, więc daje z siebie wszystko i do mety lecę sprintem! W końcu META!!! I jak dla mnie niesamowite złamanie 48 minut :)



Jeszcze rok temu w tym samym biegu miałem 52:56! Ale dużo musiałem z siebie dać by taki wynik nabiegać!


Impreza generalnie na plus głównie przez znajomych kibiców, których było pełno na trasie biegu i zaktywizowanie miasta. Jednak niestety nie obędzie się bez łyżki dziegciu... Wpisowe na ten bieg wynosiło 30 złotych. Trochę dużo jak na pakiet startowy w którym był tylko numer startowy drukowany na zwykłej drukarce i włożony w koszulkę foliową i czip... Za to medal i tym razem bardzo mi się podobał :) Natomiast poza wszelką krytyką zostaje zachowanie strażaka, który zawodnika, który biegł na pierwszym miejscu skierował w złą stronę przez co przegrał... A wystarczył kawałek zwykłej taśmy by odgrodzić newralgiczne punkty trasy!!!

I moi prywatni kibice :)


Luiza, Aga i moja mama :) I jak zwykle czapki z głów dla roboty, którą Młody wykonał przy zdjęciach :)

A plany na przyszłość... Już w niedzielę Cracovia Maraton i bieg dla Asi. A po biegu Żnina zaczynam wierzyć, że uda mi się złamać 4 godziny. I pierwszy krok do zdobycia Korony Maratonów Polskich :)

wtorek, 9 kwietnia 2013

Trzymaj tempo czyli VI Poznań Półmaraton!



W końcu nadszedł!!! Pierwszy start w tym sezonie! Długo wyczekiwany 7 kwietnia i start w połówce w Poznaniu. VI Poznań Półmaraton był moim sprawdzianem przed Cracovia Maraton. Sam nie wiedziałem na co mogę liczyć i w jakiej jestem formie. Co prawda przebiegałem całą zimę, ale to tutaj miałem się sprawdzić. Jeszcze 2 tygodnie przed zawodami zakładałem sobie, że bardzo bym chciał się zmieścić w 2 godzinach! Ale przełom nadszedł jak zmieniłem buty. Nowe Brooksy okazały się być jak stworzone dla mnie. Po zrobieniu 6.5 km w 31:24 min i świetnym czasie na 15,10 km w 1:24 h stwierdziłem, że zaryzykuje i spróbuje ukończyć te 21.095 km w 1:55! 

Ponieważ w niedzielę biuro zawodów było nieczynne, pojechaliśmy z Agą już w sobotę. Pierwsze pozytywne zaskoczenie było na Arenie, gdzie było biuro zawodów. Jako że startowało koło 6800 biegaczy, liczyłem się ze sporymi kolejkami. Wszystko jednak zaskakująco płynnie i szybko się odbyło. Odbiór pakietu startowego (w którym była koszulka techniczna), pasta party i zakup odżywek zajęło nam naprawdę mało czasu. Po Arenie pojechaliśmy do Młodego i Luizy na nocleg. Pogaduchy, przygotowanie stroju, kolacja, gra w rummikub, winko i nagle zrobiła się 1 w nocy! Oj późno! Najwyższy czas się kłaść! Rano bieg tą trasą:)


Z założenia mieliśmy wstać koło 6.30, jednak wszystko się nam przeciągnęło… Obudziłem się dość mocno zestresowany! Wyjście na balkon, sprawdzenie z Młodym pogody - na 9, czyli na start zawodów, zapowiadali -1 st i decyzja, że ubieram 2 koszulki techniczne z długim rękawem i wiatrówkę. Ze stresu już wiedziałem, że kanapki energetycznej kupionej dzień wcześniej nie zjem… Na szczęście Luiza przygotowała mi owsiankę z rodzynkami i tak pożywiony zapakowaliśmy z Młodym jego rower i pojechaliśmy na Maltę. Dojechaliśmy naprawdę szybko, parking i idziemy na start. Ostatnia wizyta w toi toiu. I coś przestało mi pasować! Za ciepło mi… Prosta zasada mówi, że jak wychodzisz na trening musi ci być chłodno. A mi było w sam raz… I drugie zaskoczenie tego dnia… W informatorze dla zawodników było podane, że odległość od parkingu do startu to około 1 km. No ok. 1 km to był, ale do bazy zawodów, a do startu na Baraniaka pewnie były z 2 km. Na szczęście zdążyliśmy. Gdy doszliśmy na metę, szybka decyzja, że ściągam jedną koszulkę, szybki striptease, buziak na szczęście od Agi i ustawiam się na starcie. W tym czasie dorwałem zająca, by definitywnie rozstrzygnąć dyskusję z wczoraj, czy zając prowadzi na czas netto czy brutto i… i dyskusja wciąż nierozstrzygnięta :), gdyż zająć powiedział, że na 1:40 prowadzą na brutto, a wolniejszych na netto… I bądź tu mądry :) Jako, że na 1:55 nie było zająca, plan na bieg był - trzymać równe tempo od samego początku dzięki garminowi od Jacka. NO I W KOŃCU! :) Spiker zapowiedział start i ruszyliśmy!

Według Liczydło biegowe (dzięki Krasus za polecenie:)) powinienem trzymać tempo 5:27. I pierwszy km zdecydowanie za wolny, bo aż 5:48. A potem już tradycyjnie włączył mi się respekt przed dystansem i biegłem zdecydowanie za wolno… 5:34, 5:39, 5:37, 5:29 - tak mijały mi kolejny kilometry. W tym czasie marzyłem, by dobiec do 6 km i oddać Młodemu rękawiczki, bo się gotowałem. Dobiegamy do 5 km i pierwszy punkt żywieniowy, więc chwytam żel. Niestety niefortunnie sporo żelu poszło nie tylko do buzi, ale na ręce… JEST 6 km! Biegnę, a tu przemiłe zaskoczenie! Aga z Luizą też tu są! Szybki podbieg, kolejny buziak na szczęście, pozbyłem się rękawiczek i biegnę dalej! 


A tu nagle Młody jedzie obok na rowerze i mnie woła :) Szybka sesja foto i dalej walka z dystansem :) 


Wciąż biegnę za wolno, ale w miarę trzymam tempo. Tylko ludzik w garminie na 5:27 coraz dalej ode mnie… A do tego przez rozlany żel strasznie kleją mi się dłonie… Takie niby nic, ale strasznie mnie to drażni. 9 km w tempie 5:25 i drugi punkt. Trochę żelu, popić wodą i resztą wody umyłem ręce! Ulżyło :) Jestem daleko za ludzikiem i według garmina biegnę na 1:57… Szybka decyzja. Trzymam to tempo do 12 km i wtedy spróbuję nadrobić to, co straciłem na początku! Młody w tym czasie robi niesamowitą robotę, bo co kilka km go widzę! Doping i foto w jednym :)


Póki co naprawdę dobrze mi się biegnie! 12 km i przyśpieszenie. 13 km robię w 5:22, 14 w 5:16. Początkowo chciałem znowu przyspieszyć na 15, ale mierz siły na zamiary! :) 


Decyzja - jeszcze jeden km w tym tempie i od 16 biegnę w trupa! W tym czasie widzę, że średnie tempo na garminie wciąż maleje! A może mi się jednak uda nadrobić to, co zmarnowałem na początku!!! Na 15 km sporo czasu straciłem na punkcie z wodą, bo niestety panie nie nadążały z nalewaniem :(


16 km! Daję, ile mogę! 17 km zrobiłem w 5:12. Zaczynam już naprawdę odczuwać skutki tego biegu, ale zaczynam wierzyć, że uda się ukończyć w 1:55! 18 km w 5:08. MAM DOŚĆ!! Ja już nie chcę biec! Zwolnię sobie i ukończę poniżej 2 godzin według pierwotnego planu… Szybkie spojrzenie na garmina. Zostały 3 km, a garmin pokazuje mi 15 minut do planowanego końca! I coś mi mówi: „To po to lecisz w trupa, by teraz się poddać??”. No way! Daje dalej! 19 km w 5:13. Na 20 gdzieś zamarudziłem, bo tylko 5:24. Za to 21 km w rewelacyjne, jak na mnie przy takim zmęczeniu, 5:01!!! Mój najszybszy kilometr na trasie był ostatnim! Młody jedzie obok i coś do mnie mówi. Docierają do mnie strzępy, że będzie przy samochodzie! Nie mam siły odpowiedzieć nic więcej niż „HRRRMMMM”…



Końcówka biegu! Skręt na Maltę i szybki zbieg z górki do mety! Aga z Luizą podobno gdzieś tam stały i podobno głośno krzyczały! Jestem w swoim świecie! Liczę się tylko ja, ostatnie metry i upływające sekundy!!! Jak mi później powiedziały miałem „nieobecny wzrok”… Cokolwiek to znaczy :) JEST META!!!! Widzę na zegarku nad linią mety 1:57! Już wiem, że jest dobrze, bo to przecież czas brutto!
UKOŃCZYŁEM VI POZNAŃ PÓŁMARATON!!! Oj, jak zacząłem krzyczeć ze szczęścia po przekroczeniu mety! Czas odebrać prześliczny medal i w końcu odsapnąć!




Tylko, jaki mam czas???
Niestety przy tej ilości biegaczy rozsądnym jest umówić się, gdzie się spotykamy po biegu… No, niestety tego nie zrobiliśmy, ale za to nauczka przed Krakowem! Koniec końców spotkaliśmy się dopiero po 40 min po skończeniu biegu… I pytanie, jaki czas… Aga mówi, że przyszedł już mes z wynikami, sprawdzam i JEST!!! 1:55.35 netto!!!!!

I nagroda od rodziców za złamanie 2 godzin :)


Biorąc pod uwagę, że 1:55 wymyśliłem sobie dopiero tydzień przed biegiem, uważam ten bieg za swój wielki sukces! A mogło być dużo spokojniej, gdybym od początku trzymał zaplanowane tempo… 
 
Wielkie dzięki dla Agi za znoszenie mnie przed startem, dla Luizy za owsiankę :), dla Młodego za kawał niesamowitej roboty przy zdjęciach, i dla rodziców, że chciało się im jechać 100 km, by tylko być na mecie :)

A plany na najbliższą przyszłość?? Zejść poniżej 50 min za 2 tygodnie na biegu Żnina i bardzo nieśmiały pomysł, by na Cracovia Maraton złamać 4 godz… Zobaczymy :)

I taka dygresja na koniec. I na pierwszym moim maratonie w Palmie i na połówce w Poznaniu były koszulki techniczne. Niestety, z tego co wiem, np. w Krakowie jest zwykła koszulka bawełniana. I tak się zastanawiam, czy warto przy takim rozmiarze imprezy zaoszczędzić kilka złotówek, by dać zwykłą koszulkę, której ja np. nigdy nie założę! A w koszulce z Palmy już biegałem, grałem w tenisa i byłem na wiosłach. Chyba warto dołożyć kilka groszy, ale dać zawodnikom strój, który ubiorą na trening i rozpropagują dana imprezę, niż dać koszulkę, która wyścieli dno szafy!